16.02.2012 godz 16.00 WORD Rzeszów
praktyka CE
Tydzień wcześniej miałem pierwszy egzamin na CE. Było czterech chłopa. Spinanie i rozpinanie grupówka. Każdy po trochu i wyszło tak, że zestaw został rozpięty i spięty po razie. Potem łuk bezbłędnie, skośny bezbłędnie, na prostopadłym tyłem poległem i stałem się biedniejszy o 200zł. Nie będę się dalej rozpisywał o tym egzaminie bo nie ma o czym
Przejdźmy do dnia wczorajszego. Przyszedłem do ośrodka pół godziny za wcześnie i nie poszedłem na poczekalnię tylko na plac bo nie mógłbym się skupić słuchając narzekań zdających na "B". Deptałem piękną ścieżkę i między czasie przyszedł facet, który stwierdził, że będziemy zdawać razem. Gadka szmatka, wybiła 16, a egzaminatora nie nie widać. Po chwili dochodzi trzeci chłopaczek. Jest 16.20 i dopiero wtedy egzaminator przez megafon prosi o podejście do mańka.
Na początek dowodziki,PJ i podpisiki. Zostaje sam, dwóch panów zostaje wyproszonych. Egzaminator mówi, że robimy rozpinanie, potem przyjdzie kolejny pan zrobi spinanie i rozpinanie, itd., a na końcu ja mam spiąć zestaw. Między czasie skojarzyło mi się, że nie losowaliśmy zestawów manewrów. Pytam gościa czy będziemy losować, a on na to:"Spokojnie, wylosujemy
"
To jedziemy z koksem. Kliny, decha pod podpory, elektryka, pneumatyka, podpory, zabezpieczenie (darłem dwiema rękami), opuszczenie na poduchach i odjazd. Dostałem takiej werwy, że smignąłem wszystko w 3 minuty
Potem goście trenowali spinanie i rozpinanie, a ja się przyglądałem za siatką. No i znowu moja kolej, mam spiąć zestaw. Podjeżdżam elegancko z kieruneczkiem, wysiadam z auta i patrze czy siodło się zmieści. No niestety jest na styk. Pilot w łapę i chcę opuścić auto. Zonk, konia nie da się opuścić bo już leży na poduszkach
Szybka decyzja co robić: iść podnieść na podporach czy jechać na żywca. Wybrałem drugą opcję. Egzaminator nie patrzył więc przeszło bezboleśnie. Przy podjeździe otworzyłam sobie szybkę co by usłyszeć czy przy cofaniu zabezpieczenie sworznia dobrze zaskoczyło. Potem zgaszenie auta, zerknięcie czy zabezpieczenie zaskoczyło, elektryka (zapomnialem o przewodzie ABS, a egzaminator do mnie: "ABS-u nie będzie pan używał?" ), pneumatyka, podpory, wywalenie klinów i deski, sprawdzenie świateł i na koniec wypoziomowanie zestawu. Potem egzaminator zarządził pół godziny przerwy
Mija pół godziny i przychodzi egzaminator. Rzuca do nas: "Panowie trzeba wylosować zestaw manewrów. Nie mam karteczek więc pobawimy się monetą". Patrząc na mnie: "Ma pan monetę to niech pan losuje. Który zestaw to orzeł, który reszka?". Powiedziałem, że orzełek to prostopadły przodem i góreczka. Rzucam monetą i wypada reszka....Egzaminator: "Czyli jeździmy prostopadły przodem?". Popatrzyliśmy się na siebie, zagryźliśmy języki żeby nie parsknąć śmiechem i gromko odpowiedzieliśmy: "Tak panie egzaminatorze". Czasem szczęściu trzeba pomóc
Ponownie zostałem na placu boju. Łuk idealnie z dwoma korektami, prostopadły idealnie. Potem poszedł facet i poległ na łuku. Na koniec chłopaczek. Jakoś to zmęczył i zaliczył te dwa manewry. Znowu 15 minutowa przerwa. Po przerwie wziął nas dwóch i kazał mi podjechać pod góreczkę, a następnie drugiemu chłopaczkowi. Potem chłopaczek został w kabinie i pojechał na miasto, a mi kazał iść na poczekalnię.
Po 45 minutach wrócili z miasta, chłopaczek zaliczył, a mi kazał kawałek podjechać i znowu walnął sobie 20 minut przerwy. Po 20 minutach wrócił i zaczynamy jazdę po mieście.W prawo z ośrodka w kierunku Warszawy. Cały czas jechałem równe 50km/h choć można w niektórych miejscach sunąć 70 km/h. Nic nie mówił. Potem kierunek Jasionka i pierwszy problem. Trzeba było skręcić w prawo, a było wąsko. Na przeciwnym pasie stała osobówka i wcześniej widziałem, że duży podjeżdża w kierunku osobówki. Jednak kierowca dużego okazał się na tyle mądry/kumaty, że zrobił odstęp z 20m tak że spokojnie śmignąłem sobie kawałkiem jego pasa i koło naczepy nie zaczepiło krawężnika. Potem dłuuuuga droga przez las i zadupie. Następnie dostałem polecenie by w Jasionce skręcić w kierunku Rzeszowa. W Trzebownisko przysnęło się egzaminatorowi
Był znak na Zaczernie. Mówi do mnie w prawo! No to ja redukcja, hamulec, kierunek, a on na to: "To nie tutaj, jedź dalej Prosto"
Potem Lubelską i w prawo na WORD. Dojeżdżamy do WORD i niby szlaban jest podniesiony. Egzaminator każe mi jechać. Nagle na wysokości kabiny szlaban się zamyka. Ja po heblach, a ramię szlabanu j.b w lusterka tak, że się ramię złożyło
Egzaminator nic, nawet słowa nie powiedział. Kazał skręcić w lewo i na placu ustawić auto na łuku. Potem tekścior: "Teraz pan pocwiczy sobie rozpinanie zestawu". Siedział sobie w aucie, a ja rozpinałem tego rzęcha. Następnie podjazd pod płot, suche "pozytywnie" i jeszcze bardziej suche "do widzenia".
Trasę miałem identyczną jak na kat. "C". Tak wyglądała:
Wynik pozytywny
Życzę innym tyle samo szczęścia.