Witam,
to mój pierwszy post więc na początku kilka słów o sobie. Na imię mam Piotr vel. "Maxek". Mam 36 i bardzo lubię jeździć samochodem
Ostatnie pól roku było dla mnie bardzo intensywne pod względem zdawania różnej maści egzaminów. Najpierw kategoria C. Kurs robiony u Igielskiego. Większość czasu wyjeżdżona na starze z Panem Kurkiem. Idealnie przygotował do egzaminu, który to zdałem za pierwszym razem w szczecińskim WORDzie. Z egzaminacyjnych ciekawostek - już na mieście wyjechał mi "gościu" jednokierunkową pod prąd. Jako kulturalny kierowca chciałem mu dać znać, że stwarza relanie zagrożenie i w momencie gdy mnie mijał grzecznie pokiwałem mu palcem. Już po zdanym egzaminie w karcie egzaminacyjnej miałem uwagi w okienku "zachowanie względem innych uczestników ruchu".
Następnie kurs na kwalifikację wstępną w LOK-u. Miesięczne zawracanie głowy - cały kurs można by skrócić do tygodnia intensywnych zajęć na których przekazano by najważniejsze informacje. Jazda symulatorem to kpina! Po 45 minutach kręcenia się po wirtualnym mieście mówię technikowi, żeby mi puścił taką sytuację w której trzeba zachować się nietypowo np. trzymać gaz zamiast odruchowo wciskać hamulec. Facet był zdziwiony moją zachcianką i powiedział, że nie ma czegoś takiego. Może mi dmuchnąć wiatrem bocznym, żebym zobaczył jak to jest. Byłem zdziwiony jak mi samochód przekosiło przez dwa pasy, a kręcenie kierownicą nic nie dawało. Uważam, że właśnie takie sytuacje powinni pokazywać na tym symulatorze, gdzie bez konsekwencji można ćwiczyć zdarzenia, które w realnym świecie są groźne i bardzo trudno przewidzieć. Egzamin na KW wszyscy zdali bez problemów. Muszę jednak przyznać, że debilność niektórych pytań woła o pomstę do nieba.
Następnie kurs na C+E - też LOK. Z 25 godzin, 20 przejeździłem na placu. Instruktor poświęcił mi może 2 godziny. Sam musiałem rozszyfrować co i jak. Kurs był bardzo intensywny - całość zrobiłem w 10 dni. Kurs kończyłem 10 stycznia. Do WORDu dotarłem po 19 stycznia i tu mnie czekała niemiła niespodzianka. Egzamin wyznaczyli na jakiś pierwszy dzień marca! Szybkie dwa telefony do WORDu w Koszalinie i Gorzowie jak u nich z terminami i w końcu zdecydowałem się na Gorzów - lepiej dojechać. Egzamin zdawałem 14 lutego. Pierwsze zdziwienie, że na placu stoi jakiś stary star! Myślałem, że to jakaś ekspozycja muzealna, ale po rozmowie z kolegami współzdającymi okazało się, że to "placykowy pojazd". Niestety byłem pierwszy. Prośba do egzaminatora czy mogę obejrzeć najpierw samochód bo takie cudo to widzę pierwszy raz z bliska spotkała się z odmową. Pierwsze pytanie - jak sprawdzić poziom oleju? Na bagnecie. Gdzie on jest? Pod maską. Znalazłem rzeczony drut i już brałem się za szarpanie żeby sprawdzić czy stary smarowano olejem, gdy egzaminator ostrym krzykiem zabronił mi wyciągania wyciora. Mam podejrzenie, że ten samochód mógł nie przeżyć nagłego odkorkowania miski olejowej. Następnie facet się mnie pyta ile oleju powinno być? Boże! Burza myśli o co mu chodzi - czy mam powiedzieć ile litrów wlewa się do stara? Mówię mu, że na podziałce są dwie kreski min. i max. i powinno być pomiędzy. Że ja do swojego leję na 3/4 tej podziałki i jest dobrze. A on mi że dokładnie mam powiedzieć ile i że jak będę mówił 3/4 to mnie obleje. Zgasił mnie zupełnie i postanowiłem zamilczeć. On na to, że pomiędzy min. a max. To mu mówię, że tak powiedziałem, i że 3/4 jest dokładnie pomiędzy minimum i maksimum. Kolejne pytanie - gdzie wlewa się olej? Milion myśli - we wszystkich moich samochodach korek był na głowicy silnika więc tak powiedziałem. Na szczęście trafiłem. Następnie sprzęganie. Ciężko było spiąć, ale doświadczony szczecińskim manem i problemami z jego spięciem wiedziałem gdzie popuścić, gdzie poluźnić, jak mocno szarpnąć, żeby zaczep się zabezpieczył. Następnie przewody - co WORD to inna szkoła. W szczecinie najpierw pneumatyka potem elektryka. W Gorzowie na odwrót. Sprawdzenie świateł - wszystko działa. Jedziemy na łuk. Jedno trzeba przyznać - manewrowanie starem jest łatwiejsze dla kogoś kto się na nim uczył. Łuku nie robi się na lusterka, tylko łeb można odwrócić i widzi się wszystko przez tylną szybę - samochód i przyczepa ma niskie burty. Łuk zaliczony. Potem parkowanie skośne. I tu coś zaczęło mi nie grać. Facet się uparł, że muszę przy wyjeżdżaniu zmieścić się do pierwszej linii. Ja mu mówię, że pierwsza linia jest dla C. On mi, żebym się nie upierał bo on jest egzaminatorem i on wie lepiej. Zwątpiłem. Dwa razy próbowałem tym przeklętym starem wyjechać z tego skośnego garażu i lipa - oblałem. Kolega po mnie to samo miał. I też do pierwszej linii. Jemu się udało bo obeznany ze starem był, ale już garażu tyłem nie zrobił. Z trzech nas zdających tego dnia 2:1 było dla WORDu. Następny termin za dwa tygodnie. Wiedziałem czego się spodziewać i na dwie godziny przed egzaminem wykupiłem jazdę w Gorzowie na starze. Pojeździłem po placu, wszystkie manewry zaliczyłem i poszedłem na egzamin. Tym razem plac już z przysłowiowym palcem w ... gniazdku 12V zrobiłem. Łuk, garaż przodem i ruszanie z górki. Potem miasto nowym manem. I tu przygoda życia! W życiu takiego egzaminu nie miałem. Facet czepiał się wszystkiego. Ja z zaciśniętymi zębami jechałem swoje. Darł się na mnie, że nie sygnalizuję jazdy, gdy na skrzyżowaniu jechałem z pierwszeństwem przejazdu delikatnie po łuku w lewo, a dodatkowo były drogi podporządkowane po lewej i prawej stronie tej drogi (odpowiedni znak z rozrysowanym skrzyżowaniem był). Nic nie mówiłem. Po godzinie jazdy już w drodze powrotnej na ostatnim rondzie była sytuacja z typowo "upier......lających". Dojeżdżam do dużego ronda dwupasmowego, ja pierwsza w prawo. Na rondzie jedzie samochód wewnętrznym (lewym) pasem. Więc spokojnie wjeżdżam na rondo i w swoje prawo od razu. Samochód zjeżdża z ronda w moją ulicę (bez kierunkowskazu) na szczęście na swój pas - lewy, który niestety zaraz się kończy. I się zaczęło! Wymuszenie, jak ja jeżdżę, powinienem skończyć egzamin, proszę zjechać do zatoczki. I mi wszystko puściło. Spokojnie mu MÓWIĘ, że się czepia wszystkiego, nie da mi się skupić, że jego kierunkowskazy tylko bałagan w ruchu by robiły, że rondo jest skrzyżowaniem o dużej przepustowości i w tej sytuacji co była postąpiłem słusznie, bo jakbym nie pojechał to by się czepiał, że utrudniam ruch innym. Na koniec powiedziałem, że te ich WORDy to niezła mafia i że zarabiają w nieuczciwy sposób na ludziach. Facet powiedział, żebym się uspokoił i nie krzyczał na niego. A ja mu mówię, że jestem zestresowanym samym egzaminem, a jego dobre rady wkurzyły mnie na maksa i będę krzyczał. Wróciliśmy do WORDu i na koniec......zdałem!!! Przeprosiłem, go że się uniosłem i życzyłem mu 100% zdawalności i samych spokojnych egzaminowanych.
W "międzyczasie" zdałem egzamin kompetencji zawodowych (certyfikat CPC) i chociaż była to istna kobyła i tona materiału do nauczenia to chyba najmilej go wspominam. Sensowne, jasne czytelne pytania nastawione na sprawdzenie wiedzy, a nie wydumane udowodnienie, że jestem idiotą, a układający pytania geniuszem logiki i mistrzem podwójnej negacji.
Dziękuje za uwagę i przepraszam, że się rozpisałem.