Cytuj:
Zaszłyszane: ......
Polonia wciąż nabija się ze zdania
"Idź do szopy, tam gdzie stoi Old kara na kornerze i kup flaszkę fyfta..."
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Historia Prawdziwa co do języków obcych na obczyźnie
Historię ze swojej przygody opowiedział Mi kiedyś kumpel mieszkający w Nowym Yorku.
Z uwagi na to, że na terenie Nowego Yorku nie ma porządnych
terenów do jazdy na nartach, to w każdej możliwej chwili jedzie
ze swoimi kumplami na narty do Canady !
Jeżdżą do Prowincji francuskojęzycznej .
W latach ’80/’90 Prowincja ta wnioskowała o odłączenie się
od Canady jako samodzielny kraj.
(jak dotąd do tego nie doszło)
…. Mieszkańcy Prowincji (szczególnie Handlarze / Bary itp.) w ramach protestu
nie obsługiwały klientów mówiących do nich po angielsku .
Tylko odpowiadali bla,bla, bla, żę se paaaa
„i mów po francusku, albo spadaj”.
W takiej sytuacji znalazł się Mój kumpel idąc na obiad do restauracji !!!
Kelner najpierw nie chciał ich obsłużyć ,
tylko coś tłumaczył po francusku….
Mój kumpel (i Towarzystwo) ni chu chu po francusku….
W pewnym momencie się wnerwili i mówiąc GŁOŚNO po polsku
między sobą stwierdzili coś w stylu SPADAMY STĄD !
TWA TFA DRATFA etc.
ŻABOJADY CHYBA CHCĄ OPANOWAĆ CANADĘ !!!
Kelner jak TO usłyszał , to PRZEMÓWIŁ po polsku >>>> CHŁOPAKI,
trzeba było mówić , że Wy Polacy !!!
SIADAJCIE, żarcie już się robi !!!
Jak się okazało Kelner był właścicielem Restauracji i znalazł się
w Canadzie jako wyzwolony z obozu jenieckiego
w czasie II wojny światowej.
Jako , że Oni byli Polakami (co prawda z późniejszej Emigracji),
to dostali Dzbanek Piwa i obiad za darmo !
Później, przez to wszystko, mieli zaklepaną metę na wyjazdy
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I inna historia – z Mojego życia
Kilka lat temu, jak jeszcze pracowałem na Lotnisku i miałem bezpłatne bilety na samolot, to w ramach rekonesansu poleciałem
do Londynu (UK) zobaczyć na własne oczy jak jest z załatwianiem pracy itd.
Mój szwagier od daaaawna mieszka w Luton koło Londynu .
Pozostała część rodziny, w różnych okolicach.
A więc co ?
Wycieczka typu krajoznawczo-rozpoznawczo-rodzinna
Po kilku dniach pobytu w Londynie i Luton napotkałem tylu Polaków , że nawet się nie spodziewałem.
Jednakże były w tych „spotkaniach ulicznych” MINUSY.
Po kilku dniach UDAWAŁEM , że nie rozumie po polsku !!!
Nie lubię HAMSTWA !
Chyba całą hołotę spotkałem …..
Pewnego dnia poszedłem na spacer po okolicach….
Ładna pogoda, piękne widoki….
Zacząłem robić zdjęcia z okolicznego wiaduktu .
Z naprzeciwka nadchodzi starszy Gość – typowy Brytyjczyk.
Przywitał się jak z obcym, ale zagadał – DLACZEGO Ty tu robisz zdjęcia ?
Przecież to tereny KOLEJOWE !!!
>>> Tak jakby złapał szpiega na gorącym uczynku
<<<
No to mówię, jestem Turystą i podziwiam widoki .
Na to dziadek – no fakt ładnie TU, ale nie wolno fotografować ,
bo tu są rozjazdy kolejowe……
I tak gadu gadu…
W pewnym momencie Dziadek słysząc mój obco brzmiący
akcent zapytał –
- a skąd Ty pochodzisz ?
Odpowiedziałem , że z Polski.
Na to Dziadek – to nie możliwe !
No to Ja pytam – a dlaczego ?
Dziadek mówi – Tu mieszka sporo Polaków,
ale NIKT z nich nie mówi po angielsku !!!
Zażartowałem – Ja nie byłem taki leniwy jak ONI , chodziłem do szkoły, to i się „naumiałem”
I tak to bywa w życiu
( nie mylić z życią )