Przede wszystkim należałoby ocenić swoje perspektywy w zawodzie. Wielu młodych ludzi kończy jakieś "tajne komplety" w trybie zaocznym, realizując ambicje swoich rodziców. Już w momencie rozpoczęcia mając świadomość, że dyplom takiej "uczelni" nie pomoże nawet w Biedronce na kasie. W takim wypadku zawód kierowcy jest nie tylko bardziej atrakcyjny na starcie, ale i może za 10 lat. W Twoim wypadku sytuacja wygląda chyba nieco inaczej. Warto uruchomić wyobraźnię i "skoczyć" w przyszłość...
Kolejna sprawa to jakość życia kierowcy. Dla kogoś, kto regularnie nocuje w domu, w swoim łóżeczku, trzymając kobietkę za ......
przejście na koczowanie w ciężarówce może nie być proste. Jeden się przyzwyczai, a inny niekoniecznie. Nie dowiesz się, zanim nie spróbujesz.
Życie rodzinne. Wielu kierowców na forach wylewa łzy z powodu rozłąki z zonami i dziećmi. Szczerze, między nami, prawda jest często inna, nieco wstydliwa. Otóż mało kto się przyzna, ale dla części kierowców taki charakter pracy (np. poniedziałek - piątek) jest jedyną opcją, w której może funkcjonować ich małżeństwo. Nie ma się co oburzać, dla niektórych 2 dni z żoną i dziećmi to granica wytrzymałości psychicznej. I tu, jak akapit wyżej, nie dowiesz się ...
Bardzo mocno popieram przedmówców, którzy zwracają uwagę na to ile życia tracisz, a z drugiej strony, trzeba coś poświęcić, aby jakoś wystartować. Wszyscy macie rację, tylko trzeba jakoś to pogodzić.
Nie mam wielkiego doświadczenia jako kierowca, ale kilka lat łącznie spędziłem na wyjazdach, poza domem. Zarabiając, tęskniąc, a przy tym czując satysfakcję, że coś mogę osiągnąć. Wiem o czym piszę. Dzisiaj nic nie muszę, szukam swojego miejsca na rynku pracy. Być może znalazłem.
Nieraz trzeba wybrać najmniejsze zło. Rozumiem przez to najgorszą do zaakceptowania pracę przy akceptowalnych zarobkach.